Wyobraźmy sobie taką scenę:
przepięknie ubrana brunetka, w pełnym makijażu i trwałej wyciąga
swoją elegancką rękę, cała glamur i dżezi. Rękę wyciąga
bardzo elegancko, tak że delikatnie obsuwa się mankiet bardzo
drogiego płaszcza. Piździ jak w Kieleckim, ale jej włosy są
idealnie ułożone. Kieleckie nie istnieje już od 1990, ale w Nowym
Jorku, bo tam właśnie odbywa się ta scenka, ruch mas powietrza
jest z jakiegoś powodu porównywalny. Wyciągnęła rękę, a na ten
znak zatrzymała się nowojorska taksówka. Wsiadła do środka,
teraz widzimy zbliżenie na jej twarz, mam zamyślony grymas, który
można przyrównać do smell the fart act, Joeya
z Friends. Wiemy już, że coś się dzieje. Wyciąga telefon, a
wtedy rozumiemy już, że świat jest zagrożony, że ona właśnie
go ratuje, że tak naprawdę nie jest dobrze ubraną brunetką, ale
superszpiegiem. Znamy ten scenariusz. Mamy też pewność, że
taksówka jest żółta.