czwartek, 14 listopada 2013

Żółte taksówki w Nowym Jorku


Wyobraźmy sobie taką scenę: przepięknie ubrana brunetka, w pełnym makijażu i trwałej wyciąga swoją elegancką rękę, cała glamur i dżezi. Rękę wyciąga bardzo elegancko, tak że delikatnie obsuwa się mankiet bardzo drogiego płaszcza. Piździ jak w Kieleckim, ale jej włosy są idealnie ułożone. Kieleckie nie istnieje już od 1990, ale w Nowym Jorku, bo tam właśnie odbywa się ta scenka, ruch mas powietrza jest z jakiegoś powodu porównywalny. Wyciągnęła rękę, a na ten znak zatrzymała się nowojorska taksówka. Wsiadła do środka, teraz widzimy zbliżenie na jej twarz, mam zamyślony grymas, który można przyrównać do smell the fart act, Joeya z Friends. Wiemy już, że coś się dzieje. Wyciąga telefon, a wtedy rozumiemy już, że świat jest zagrożony, że ona właśnie go ratuje, że tak naprawdę nie jest dobrze ubraną brunetką, ale superszpiegiem. Znamy ten scenariusz. Mamy też pewność, że taksówka jest żółta.

Nie wiem czy Nowy Jork jest najwspanialszym miastem świata. Nie wiem, nie byłem. Skąd znam kolor taksówek? To proste, jest on już marką, rozpoznawalną na całym świecie. Z pewnością dużo silniejszą, niż Toruńskie Pierniki, oscypek, a porównywalną do double-deckerów i Wieży Eiffel'a. Czym się więc emocjonować? Przecież to, co piszę jest oczywiste. No właśnie, a gdzie zaczyna się granica oczywistości?

Gdzie zaczyna się realny obraz miejsc, ludzi, czasów i dlaczego nigdy nie jest oczywisty. Pytając losowo napotkanego obcokrajowca o najpiękniejsze polskie miasto, mamy 90% szans, że odpowie nam: Kraków, Kraków jest piękny, chcę tam pojechać. Skąd bierze się fenomen tego miasta, które jeszcze 60 lat temu było niczym przy Lwowie? Marketing i budowanie marki. Doskonale wypromowana marka jest oczywista i staje się częścią tradycji, tak jak Kevin sam w domu, na Polsacie w Boże Narodzenie. Trzeba jednak pamiętać, że nic nie jest oczywiste.

Wydaje nam się, że znamy jakieś miejsce, bo widzieliśmy je sto razy w TV, sieci czy gdziekolwiek, tylko nie na żywo. Może o nim czytaliśmy. Miejsce to zresztą pikuś. Zastanówmy się nad oczywistymi ideami. Stany są największą potęgą Świata. Skąd znamy ten stereotyp? Mają wielką armię (nie potrafi poradzić sobie z Afganistanem, Irakiem, Iranem), superszpiegów (nie potrafią odnaleźć Snowdena i Assangea, w przeciągu ostatnich 5 lat opinia publiczna dowiedziała się o większej ilości ich tajnych operacji, niż w przeciągu całej historii ich trwania), są najbogatszym krajem świata (PKB na 1 mieszkańca jest niższe o połowę, niż w Norwegii), a ich prezydent jest najmądrzejszym człowiekiem na świecie (ok, w to nikt nie wierzy, ale chciałem tutaj napisać, że Busz prawdopodobnie nie potrafił samodzielnie zawiązać butów). Skąd więc nasze przekonanie o ich potędze? Z pewnością są obecnie najbardziej wpływowym krajem na świecie, ale ich potęga wcale nie jest oczywista, ani pewna. To amerykańskie filmy zbudowały obraz potęgi Stanów. Obraz, który my łykamy jak młode pelikany błoto.

Nas nie dziwi, że w Stanach świat jest ratowany 24h/dobę. Można trząść się ze strachu przed doskonale wyszkolonym wywiadem, ale uspokoję was. Superszpiedzy nie istnieją. Nie ma doskonale wyszkolonych specjalistów, w żadnej branży – są tylko ludzie, którzy bardziej lub mniej pasują do zajmowanego stanowiska.

Do czego zmierzam – nie dajmy sobie wciśkać ciemnoty, budując wyobrażenia o świecie, oparte na popkulturowej papce. Do takich wyobrażeń należą: republika demokratyczna to najlepsza forma rządów, rząd i korporacje są zarządzane przez doskonale wyspecjalizowanych fachowców (nikt nie uwierzy w to w Polsce, ale można to rozciągnąć na inne kraje), Państwo jest narzędziem sprawiedliwości społecznej, dobre uczynki zawsze się opłacają, wygrywa ten kto na to zasługuje, sztuka współczesna jest genialna, tylko my nie potrafimy dostrzec jej piękna (gorzej jeśli ktoś je dostrzega), jeśli jakiś człowiek się czymś zajmuje, to znaczy, że wie co robi.

Ale do czego zmierzam: rzeczywistość, w której żyjemy jest jak mydlana bańka znaczeń. Jedyny sens, który można z niej wydobyć i uznać za oczywisty jest taki, że to my sami je stwarzamy. Budujemy stereotypy i mity, żeby nie się nie pogubić. Świat jezcze do niedawna był taki, jak wymagała tego zachodnia ekonomia, wielki biznes i olbrzymi aparat państwowy. Teraz monopol na władzę symboliczną został uszczknięty, a być może rozbity – powodując tylko tyle, że powstały nowe instytucje mitotwórcze. Niebawem powstaną nowe stereotypy i wyobrażenia. Zmieniając, wypaczając, przeobrażając te, w których żyliśmy do tej pory – budujmy je mądrze. To troche jak Nietzscheańska pogoń za prawdą. Mamy tę przyjemność żyć w ciekawym momencie dziejowym, w którym stary paradygmat odchodzi do lamusa. Taksówki w Nowym Jorku sa wisienką na torcie. Mam nadzieję, że jeszcze długo pozostaną żółte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz