czwartek, 31 października 2013

W poszukiwaniu straconego sensu

Holistyczne ujęcie w transgresyjnym systemie postrzegania postmodernistycznych racji płynnego społeczeństwa to idealny przykład na syntezę ponadczasowości z tymczasowością. Oczywiście analizując problem ze strony otwartości systemowej, w szczególności dla systemów o raczej zamkniętej strukturze, możemy dojść do innych wniosków bardziej ogólnych, które rozmywają całokształt poglądu na sprawę, ale w kontekście dynamiki zmian sprawa wygląda zupełnie inaczej. Jeśli wejrzymy w wewnętrzną strukturę jakiegokolwiek problemu, zachowując instynktowną czułość postrzegania, możemy zmienić nasz punkt widzenia, w zależności od naszych prerogatyw poznawczych. W skrócie: społeczeństwo kształtuje jednostkę, a jednostka kształtuje społeczeństwo.
Powyższy akapit jest gówno wartym stekiem bzdur. Fajnie brzmi. Nie ma sensu. Hermetyczny język jest czymś, czego żadna zamknięta, wyspecjalizowana grupa nie może się pozbyć. Jest cudowną barierą, która tworzy wrażenie profesjonalizmu i mocnej podbudowy teoretycznej. Jest konieczny, ale niesie za sobą pewne niebezpieczeństwa. Bo gdzie w rozbudowanych wypowiedziach teoretycznych kończy się sens?

Prawda jest taka, że każdy w miarę inteligentny człowiek jest w stanie wyciągnąć z powyższego jakieś przemyślenia. Każde będą inne. I tutaj pojawia się pierwszy problem – obecne pojęcia używane w humanistyce są zbyt pojemne: obrosły znaczeniami, jak kamień mchem. Nieosadzone w kontekście tracą cały swój sens. Zresztą niewiele sensu pozostało w wyrazach takich jak społeczeństwo, kultura, postmodernistyczny, nowoczesny, globalny, globalizacja, kapitalizm, socjalizm itp. Nie dlatego, że mają zbyt mało znaczeń. Mają ich zbyt wiele. Sam złapałem się na tym, że nadużywam powyższych – oczywiście, z reguły wiem, co chcę powiedzieć, ale zastanawia mnie czy czytelnicy odczytują to co mówię podobnie jak ja. Być może to przerost ilości znaczeń jest głównym problemem współczesnego myślenia humanistycznego. Trudno o rozsądną analizę rzeczywistości, z aparatem pojęciowym zbudowanym na symbolach. Równie wiele znaczenia, co powyższy tekst będzie miało:
Zakazany owoc, wąż, przestrzeń, kobieta, las, poznanie, inicjacja, nieposłuszeństwo, odzież wierzchnia.
Można nie zauważyć w powyższym zbiorze słów żadnego sensu. Można w końcu zbudować na nich historię o królewnie Śnieżce, malarstwie renesansowym, czerwonym kapturku, dzieciach z dworca zoo. Czyżbym pominął jedną z opowieści, bardzo wyraźnie zapisanej w judeochrześcijańskim kodzie kulturowym? Prawda jest taka, że widzimy co chcemy.

Ze smutkiem muszę przyznać, że bardziej precyzyjne od niektórych tekstów naukowych, czy prób sztuki współczesnej stają się wypowiedzi Pieseła (https://www.facebook.com/piesel.wow):
wow, wygnanie takie z raju, ciało takie gołe, kara taka słuszna, wąż taki sprytny

wow, królewna taka piękna, tyle niebezpieczeństwa, owoce takie słodkie, wiedźma – nie uszanowanko, end taki happy

wow, uśmiech taki tejemniczy, tajemnica tak bardzo, kod taki leonarda, wiele uszanowanka

Nie musimy nawet oglądać uśmiechniętego pyszczka tej przeuroczej bestii – po prostu wiemy o co chodzi. I znowu pojawia się problem kontekstu – nie da się poza niego wyjść. Mogę jedynie apelować dla wszystkch piszących, żeby był on zawsze twardy. Trudno intelektualnie pływać na solidnej kontekstualnej podbudowie.

Problem nie jest nowy, interesujące eksperymenty myślowe (bo naukowymi niestety bym ich nie nazwał) przeprowadzali: Alan Sokal, a na polskim gruncie Tomasz Witkowski. Obaj napisali bzdurne, pseudonaukowe artykuły i wysłali je do publikacji w szanowanych magazynach naukowych. Oba sie ukazały i wywołały burzę.

Żeby było zabawniej można wygenerować swój tekst postmodernistyczny (tylko wersja en), jak również możemy generować poezję. I nie piszę tutaj o tym, że my ludzi, jesteśmy atakowani przez technokratyczny paradygmat (technokracja i paradygmat– kolejne słowa klucze). Śmiem twierdzić, że ten generator jest lepszy od wielu uznanych artystów (może gdyby korzystał z niego np. Popek, kiedy wchodził do klatki, jego teksty miałyby więcej głębi). I znów pytanie: na czym mamy opierać swoje wypowiedzi, nawet bardzo celne, jeśli nasz język został pozbawiony sensu?

Stąd moje poszukiwania – czy można jeszcze wyrazić cokolwiek, szczególnie w humanistyce, nie zahaczając o śmieszność albo właśnie o brak sensu?

Niebezpieczeństwa, jakie idą za rozmywanie znaczeń są właściwie oczywiste, ale warto napisać o nich wprost. Wraz z technokratyzacją (słowo klucz) idzie możliwość generowania wszystkch tekstów: od poezji, poprzez notki prasowe, prace naukowe (zresztą ładnie opisał to Orwell w 1984, ale w 1949 – bardzo eleganckie, umyślne rozmycie znaczeń). Dalej jestem pewien, że generować będzie można za kilkanaście lat inne teksty kultury – filmy, muzykę, fotoalbumy już można. Wiąże się to z całkowitym upadkiem znaczenia humanistyki, bo pozwole sobie na truizm, ale tworzenie bez większego sensu, będzie tylko bezsensownym bełkotem grupy pierdzieli, którzy uważają się za artystów.

Doprowadzi to w konsekwencji do utraty zaufania wobec instytucji kulturotwórczych (o ile jeszcze takowe funkcjonuje – podważają je czołowi twórcy, tacy jak Banksy – awangardowiec, który został przejęty przez mainstream, pomimo, że sam się go zapiera i kpi z niego przy każdej okazji; czy cały nurt sztuki współczesnej, począwszy od fontanny Duchamp'a i czarnego kwadratu na białym tle – chociaż trudno powiedzieć, jak wiele oni mają do siebie dystansu).

Spieszę z pomocą – jest ratunek. Nie będzie może rewolucyjnym rozwiązaniem, ale z pewnością jest deficytowym – zachowajmy zdrowy rozsądek. Oto kilka zasad, które nazwę nieskromnie Brzytwą Dachowca (przez szacunek z dużych liter).

  1. Nie nadużywajmy naukowego słownictwa – uprośćmy język (a moglibyśmy go symplifikować), którym się posługujemy do takiego, który będzie dla nas całkowicie zrozumiały. Obdzierając tekst z pseudonaukowego bełkotu łatwiej przyjdzie nam zorientować się kiedy kręcimy się w ontologicznym błędnym kole.   
  2. Dbajmy tym samym o zachowanie wagi intelektualnej tekstów (nie tylko tych pisanych), ale zachowując jak największą ich przejrzystość. Paradoksy myślowe są mile widziane, oie nie zachaczają o banał.
  3. Używajmy jak najmniej słów kluczy, o których wspominałem. Wykorzystujmy je wtedy, kiedy są koniecznie potrzebne i wyjaśniajmy dokładnie kontekst, w którym są osadzone. Dobitność czy wulgaryzacja są milsze mojemu oku, niż pseudointelektualizm.  

Pragnę jeszcze polecić tekst, który spełnia większość wymogów naukowości i stanowi doskonały przykład użycia wysokiej inteligencji do zsyntezowania porozrzucanych w różnych tekstach kultury faktów i zbudowania na nich teorii naukowej. Co prawda sam temat jest absurdalny, ale jest to ciekawsze niż pseudointelektualne wypociny. Język jest prosty, ale waga myśli duża, chociaż dziwnie ukierunkowana. Cud malina. En i pl.

Na koniec bonus:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz