Główny problem współczesnego kapitalizmu jest taki, że
traktuje wszystko, w kategorii towaru. Wszelkie formy relacji
międzyludzkich traktuje, jako relację popytu i podaży. Dociera się do
granicy, w której każdy przejaw ludzkiej aktywności przedstawiany jest
jako produkt, który można opakować w słowa, obietnice, nadzieje i
wystawić na sprzedaż. Kryzys, który obecnie przeżywamy jest spowodowany
między innymi tym, że jest to niemożliwe.
Bardzo wyraźnie świadczy o tym fakt, że do liczenia PKB zaczęto wliczać prostytucję i inne szaro- rynkowe sfery działalności ludzkiej. Co jeszcze można wliczyć do PKB? Potencjał intelektualny młodzieży? Ambicje ludzi wchodzących na rynek pracy? Oziębłość emocjonalną obywateli? Czy do PKB można wliczyć mapy, na których widnieje duży czerwony X, z potencjalną możliwością odnalezienia skarbu piratów? Pomijając fakt, że są to wartości niemierzalne, ważniejsze jest to, że są one niemierzalne w pieniądzu.
Bardzo wiele robi się, żeby przekonać ludzi o konieczności zdobywania pieniędzy. Bardzo wiele robi się, po to żeby przekonać ludzi, że to jedyna słuszna, postępowa rzeczywistość. Rzeczywistość jest umowna. Przez setki lat ludzie radzili sobie bez pieniędzy, za pomocą wymiany barterowej, gdy nagle po ich pojawieniu się i wzroście roli procesów produkcji, zaczęto promować światopogląd, że posiadanie, kupowanie i egocentryczne zaspakajanie swoich potrzeb to jedyna możliwość dla budowania szczęścia i dobrobytu. Tymczasem relatywny poziom szczęścia jest zupełnie od posiadanego kapitału niezależny. Nie mówię oczywiście, że możliwy jest powrót do gospodarki barterowej. Tak jak niebawem nie będzie możliwy powrót do agresywnego kapitalizmu, który wyczerpuje się właśnie, jako system gospodarczy. Nie mówię, że kolejne modele gospodarcze będą lepsze – będą lepsze dla niektórych, a dla innych będą niespodziewaną i niechcianą nowością. Jednak sposób myślenia o szczęściu w kategoriach posiadania, a przede wszystkim konsumpcji musi minąć. I minie.
Swoją rzeczywistość budujemy od bajtla – światopogląd kapitalizmu przekazywany jest na lekcjach historii, wiedzy o społeczeństwie, geografii – wiadomo te nauki są nieobiektywne. Bardziej subtelnie promowany jest kapitalistyczny punkt widzenia na lekcjach królowej nauk – dzieciaki rozwiązują zadania w stylu: W lesie było 15 drzew, sprzedano 1/5, po x za sztukę – ile zarobiliśmy? Jaś dostał od mamy 10 zł, wydał x ile mu zostało? To wszystko bardzo subtelne utwierdzanie w przekonaniu, że forma aktywności, jaką jest wymiana pieniądz – towar jest czymś absolutnie, niepodważalnie naturalnym i nie da się poza to wyjść. Czujemy się wolni, bo brakuje nam języka, żeby wyartykułować nasz brak wolności [żiżek]. To jest jedno z kłamstw kapitalizmu, którego jednak nie można mieć mu za złe – wszystkie paradygmaty myślowe rozpychają się łokciami w przestrzeni kulturowej i budują prawdy a priori.
Olbrzymim jednak błędem jest utożsamianie kapitalizmu z wolnością, albo co gorsza z demokracją. Tak potoczyły się koła historii, że właśnie kapitalizm w Europie, w dużej mierze przyczynił się do powstania demokracji. Ale to tylko jeden z przykładów działania tego łańcucha przyczynowo skutkowego. Okazuje się bowiem, że gospodarka rynkowe wcale nie hula sprawnie w innych w rejonach świata, o nieco innym tle kulturowym. Co więcej okazuje się, że owa gospodarka hula bardzo sprawnie w rejonach świata, które o wolności i demokracji mogą tylko pomarzyć.
Należy pamiętać, że kapitalizm zbudowany jest w głównej mierze na zaufaniu. Jeśli zaufanie szwankuje – szwankują kapitalistyczne mechanizmy. Pomimo że czynników obecnego kryzysu jest bardzo wiele, warto zwrócić uwagę, że obecne poszukiwanie możliwości zakupu i sprzedaży wszystkiego, co tylko człowiek wytwarza, wcale nie sprzyja budowaniu zaufania. Kapitalizm, jaki znamy obecnie – neoliberalny, drapieżny przejął już wszystko, czego urynkowienie było mniej lub bardziej racjonalne. W każdym razie udało się sprowadzić do wymiany: towar – pieniądz, cholernie dużo przejawów aktywności. Mamy rynek dzieł sztuki (które przez długi czas uznawane były za po prostu bezcenne), mamy rynek medialny (płacimy za to, że ktoś indoktrynuje nas swoją wizją świata), a w końcu cały rozdmuchany rynek usług, które przecież przez długi czas ludzie wykonywali sami dla siebie. Rynek usług jest istotny z dwóch powodów – po pierwsze dlatego, że jego poziom rozdmuchania uznawany jest za cechę państw rozwiniętych, a po drugie dlatego, że wiele z usług, za które płacimy jest tak absurdalnych, że zapewnilibyśmy wiele radości osobom żyjącym jeszcze sto lat temu – np. fryzjerzy dla psów, masaże gorącymi kamieniami, opłata za korzystanie z toalety. Tego jest mało – ponieważ wszystkie gałęzi rynku, które już udało się urynkowić, nie wystarczą do zaspokojenia popytu na pieniądz, wymyśla się coraz to nowe rozwiązania, coraz to nowe produkty – pionierem w tym są banki, tworzące przeróżne produkty bankowe. Zresztą wszystkie korporacje dążą do maksymalizacji zysku. To akurat oczywiste.
Problemy zaczęły się w momencie prób urynkowienia informacji. Tzn. udało się to. Działało sprawnie, gdy nagle okazało się, że informacja zaczyna dominować nad kapitałem. Jest od niego towarem dużo cenniejszym, a przy tym posiada dużo krótszy termin ważności. To również bardzo dynamizuje świat. Głośni „terroryści” tacy, jak Snowdena czy Assange'a pokazują, że to na informację przesunęły się akcenty ważności – to oni są najbardziej poszukiwanymi „przestępcami” na świecie. A na pewno poszukiwanymi najgłośniej. Kapitaliści sięgnęli po narzędzia, które stosowano wcześniej do usprawnienia mechanizmów sprzedażowych, jak nadzieja, strach, ambicja, wiara. Te jednak nie do końca dają się traktować w kategoriach popytu, podaży. Wartości nie są na sprzedaż, pomimo że kapłani kapitalizmu, w postaci ekonomistów, biznesmenów, starają się wykazać, że jest inaczej.
Widziałem ostatnio film o artyście nazwiskiem Rodriguez. Nagrał on dwie płyty, które nie przyjęły się w Stanach. Okazało się, że w RPA zna go każdy. Nie będę zdradzał fabuły filmu, jednak gość nie zobaczył ze sprzedaży swoich płyt ani grosza i co gorsza (dla kapitalistycznej wizji świata) wydawał się być z tego powodu szczęśliwym. Sprzedał w RPA pół miliona płyt. Spełnił się American Dream, którego on nie śnił, bo był to raczej sen kogoś innego.
Obecny kryzys spowodowany jest faktem, że wskaźniki wzrostu i rozwoju biorą pod uwagę, że wszystko będzie dało się sprzedać/kupić. Są to założenia nie tylko błędne, ale i bardzo nierozsądne. Kryzys, który obecnie przeżywamy wynika również z faktu, że rozczarowani jesteśmy rzeczywistością, w której naszą wartość mierzy się ilością pieniędzy na koncie.
Podsumowując – im więcej osób będzie wyżej ceniło wartości niż pieniądze tym słabszy będzie kapitalistyczny system. Nie dajmy sobie jednak wmówić, że pieniądz jest wartością per se.
Upraszczając – minął czas kiedy symbolem prawdziwego mężczyzny był rycerz w lśniącej zbroi, potem były czasy żołnierzy – totalitarnych bufonad. Przemija również czas, kiedy symbolem dobrobytu jest biznesmen, czyli czas kupców – czy nadejdzie czas mędrców i spełni się mokry sen Platona? Czas pokaże.
Bardzo wyraźnie świadczy o tym fakt, że do liczenia PKB zaczęto wliczać prostytucję i inne szaro- rynkowe sfery działalności ludzkiej. Co jeszcze można wliczyć do PKB? Potencjał intelektualny młodzieży? Ambicje ludzi wchodzących na rynek pracy? Oziębłość emocjonalną obywateli? Czy do PKB można wliczyć mapy, na których widnieje duży czerwony X, z potencjalną możliwością odnalezienia skarbu piratów? Pomijając fakt, że są to wartości niemierzalne, ważniejsze jest to, że są one niemierzalne w pieniądzu.
Bardzo wiele robi się, żeby przekonać ludzi o konieczności zdobywania pieniędzy. Bardzo wiele robi się, po to żeby przekonać ludzi, że to jedyna słuszna, postępowa rzeczywistość. Rzeczywistość jest umowna. Przez setki lat ludzie radzili sobie bez pieniędzy, za pomocą wymiany barterowej, gdy nagle po ich pojawieniu się i wzroście roli procesów produkcji, zaczęto promować światopogląd, że posiadanie, kupowanie i egocentryczne zaspakajanie swoich potrzeb to jedyna możliwość dla budowania szczęścia i dobrobytu. Tymczasem relatywny poziom szczęścia jest zupełnie od posiadanego kapitału niezależny. Nie mówię oczywiście, że możliwy jest powrót do gospodarki barterowej. Tak jak niebawem nie będzie możliwy powrót do agresywnego kapitalizmu, który wyczerpuje się właśnie, jako system gospodarczy. Nie mówię, że kolejne modele gospodarcze będą lepsze – będą lepsze dla niektórych, a dla innych będą niespodziewaną i niechcianą nowością. Jednak sposób myślenia o szczęściu w kategoriach posiadania, a przede wszystkim konsumpcji musi minąć. I minie.
Swoją rzeczywistość budujemy od bajtla – światopogląd kapitalizmu przekazywany jest na lekcjach historii, wiedzy o społeczeństwie, geografii – wiadomo te nauki są nieobiektywne. Bardziej subtelnie promowany jest kapitalistyczny punkt widzenia na lekcjach królowej nauk – dzieciaki rozwiązują zadania w stylu: W lesie było 15 drzew, sprzedano 1/5, po x za sztukę – ile zarobiliśmy? Jaś dostał od mamy 10 zł, wydał x ile mu zostało? To wszystko bardzo subtelne utwierdzanie w przekonaniu, że forma aktywności, jaką jest wymiana pieniądz – towar jest czymś absolutnie, niepodważalnie naturalnym i nie da się poza to wyjść. Czujemy się wolni, bo brakuje nam języka, żeby wyartykułować nasz brak wolności [żiżek]. To jest jedno z kłamstw kapitalizmu, którego jednak nie można mieć mu za złe – wszystkie paradygmaty myślowe rozpychają się łokciami w przestrzeni kulturowej i budują prawdy a priori.
Olbrzymim jednak błędem jest utożsamianie kapitalizmu z wolnością, albo co gorsza z demokracją. Tak potoczyły się koła historii, że właśnie kapitalizm w Europie, w dużej mierze przyczynił się do powstania demokracji. Ale to tylko jeden z przykładów działania tego łańcucha przyczynowo skutkowego. Okazuje się bowiem, że gospodarka rynkowe wcale nie hula sprawnie w innych w rejonach świata, o nieco innym tle kulturowym. Co więcej okazuje się, że owa gospodarka hula bardzo sprawnie w rejonach świata, które o wolności i demokracji mogą tylko pomarzyć.
Należy pamiętać, że kapitalizm zbudowany jest w głównej mierze na zaufaniu. Jeśli zaufanie szwankuje – szwankują kapitalistyczne mechanizmy. Pomimo że czynników obecnego kryzysu jest bardzo wiele, warto zwrócić uwagę, że obecne poszukiwanie możliwości zakupu i sprzedaży wszystkiego, co tylko człowiek wytwarza, wcale nie sprzyja budowaniu zaufania. Kapitalizm, jaki znamy obecnie – neoliberalny, drapieżny przejął już wszystko, czego urynkowienie było mniej lub bardziej racjonalne. W każdym razie udało się sprowadzić do wymiany: towar – pieniądz, cholernie dużo przejawów aktywności. Mamy rynek dzieł sztuki (które przez długi czas uznawane były za po prostu bezcenne), mamy rynek medialny (płacimy za to, że ktoś indoktrynuje nas swoją wizją świata), a w końcu cały rozdmuchany rynek usług, które przecież przez długi czas ludzie wykonywali sami dla siebie. Rynek usług jest istotny z dwóch powodów – po pierwsze dlatego, że jego poziom rozdmuchania uznawany jest za cechę państw rozwiniętych, a po drugie dlatego, że wiele z usług, za które płacimy jest tak absurdalnych, że zapewnilibyśmy wiele radości osobom żyjącym jeszcze sto lat temu – np. fryzjerzy dla psów, masaże gorącymi kamieniami, opłata za korzystanie z toalety. Tego jest mało – ponieważ wszystkie gałęzi rynku, które już udało się urynkowić, nie wystarczą do zaspokojenia popytu na pieniądz, wymyśla się coraz to nowe rozwiązania, coraz to nowe produkty – pionierem w tym są banki, tworzące przeróżne produkty bankowe. Zresztą wszystkie korporacje dążą do maksymalizacji zysku. To akurat oczywiste.
Problemy zaczęły się w momencie prób urynkowienia informacji. Tzn. udało się to. Działało sprawnie, gdy nagle okazało się, że informacja zaczyna dominować nad kapitałem. Jest od niego towarem dużo cenniejszym, a przy tym posiada dużo krótszy termin ważności. To również bardzo dynamizuje świat. Głośni „terroryści” tacy, jak Snowdena czy Assange'a pokazują, że to na informację przesunęły się akcenty ważności – to oni są najbardziej poszukiwanymi „przestępcami” na świecie. A na pewno poszukiwanymi najgłośniej. Kapitaliści sięgnęli po narzędzia, które stosowano wcześniej do usprawnienia mechanizmów sprzedażowych, jak nadzieja, strach, ambicja, wiara. Te jednak nie do końca dają się traktować w kategoriach popytu, podaży. Wartości nie są na sprzedaż, pomimo że kapłani kapitalizmu, w postaci ekonomistów, biznesmenów, starają się wykazać, że jest inaczej.
Widziałem ostatnio film o artyście nazwiskiem Rodriguez. Nagrał on dwie płyty, które nie przyjęły się w Stanach. Okazało się, że w RPA zna go każdy. Nie będę zdradzał fabuły filmu, jednak gość nie zobaczył ze sprzedaży swoich płyt ani grosza i co gorsza (dla kapitalistycznej wizji świata) wydawał się być z tego powodu szczęśliwym. Sprzedał w RPA pół miliona płyt. Spełnił się American Dream, którego on nie śnił, bo był to raczej sen kogoś innego.
Obecny kryzys spowodowany jest faktem, że wskaźniki wzrostu i rozwoju biorą pod uwagę, że wszystko będzie dało się sprzedać/kupić. Są to założenia nie tylko błędne, ale i bardzo nierozsądne. Kryzys, który obecnie przeżywamy wynika również z faktu, że rozczarowani jesteśmy rzeczywistością, w której naszą wartość mierzy się ilością pieniędzy na koncie.
Podsumowując – im więcej osób będzie wyżej ceniło wartości niż pieniądze tym słabszy będzie kapitalistyczny system. Nie dajmy sobie jednak wmówić, że pieniądz jest wartością per se.
Upraszczając – minął czas kiedy symbolem prawdziwego mężczyzny był rycerz w lśniącej zbroi, potem były czasy żołnierzy – totalitarnych bufonad. Przemija również czas, kiedy symbolem dobrobytu jest biznesmen, czyli czas kupców – czy nadejdzie czas mędrców i spełni się mokry sen Platona? Czas pokaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz