W życiu każdego pracownika nadchodzi
taki czas, kiedy wszystko w starym miejscu pracy zaczyna nas draznić,
jak ostra metka w majtkach. Musimy wtedy zastanowić się: co ja
jeszcze tutaj robię? I rzecz oczywista zacząć wysyłać swoje CV.
Łatwo zdiagnozować taką sytuację. Oto pięć najważniejszych
objawów, które powinny nam dać do myślenia.
1. Wstawanie do pracy staje się
mordęgą
Każdy lubi pospać, to jasne jak
słońce, ale w tym miejscu chodzi o sytuację, kiedy kładziemy się
grzecznie do łóżka o 23.00. Bez żadnych niespodziewanych urodzin
znajomego, nieprzespanych nocy, pracy do późna. Po prostu wstajemy
i czujemy, że L4 to najwspanialsza rzecz, która mogłaby się nam
przytrafić. Jeśli zaobserwujemy u siebie ten sympton musimy zacząć
się zastanawiać.
2. Przyjazna koleżanka z pracy
zamienia się w krwiożercze monstrum
Jesteśmy tylko ludźmi. Niektórych
ludzi lubimy badziej, innych mniej – to naturalne. Nie ma też nic
bardziej dynamicznego niż zmieniająca się, jak w kalejdoskopie
sytuacja w grupie. Ale każdy ma w pracy kogoś, z kim kontakt układa
się zawsze gładko, lekko i nie wyobrażamy sobie swojego biura, bez
tej osoby. Tutaj może pojawić sie kolejny symptom: jeśli czujemy
instynktowną niechęć do wszystkiego, co związane jest z naszą
firmą, musimy poważnie zastanowić się nad zmianą miejsca pracy,
bo taka sytuacja przeniesie się szybko na ludzi, których lubimy i
szanujemy. To prosty psychologiczny mechanizm warunkowania – jeśli
kojarzymy dobre dla nas rzeczy i osoby, z nieprzyjemnym środowiskiem,
szybko zaczniemy ich nienawidzić. Trzeba wtedy odpowiedzieć sobie
na pytanie: co jest ważniejsze – moje kontakty osobiste (zawodowe)
czy praca? Lepiej wybierać ludzi.
3. Nic nas już nie zaskakuje
To znaczy wiemy już wszystko o swojej
robocie, nie ma problemu, którego nie przerobiliśmy – to
najlepszy znak, że przestaliśmy się rozwijać. Mamy wtedy do
wyboru dwie opcje: albo szybko znaleźć coś nowego – choćby
miejsce, w którym ludzie będą inni, być może bardziej
inspirujący. Inne zasady korporacyjne mogą wydać się nam czymś
stymulującym. Jeśli się nie rozwijamy wcale nie stoimy w miejscu:
wszyscy inni w jakimś kierunku pędzą, a przy nich my się cofamy.
Drugą opcją jest awans wewnątrz firmy, ale jeśli...
4. Dobrze wiemy, że osiągnęliśmy
tutaj wszystko,
to najwższy czas, żeby osiągnąć
wszystko gdzie indziej. Tak naprawdę wypłata to najmniej
ważna z rzeczy, które oferują nam nasi pracodawcy. Oddajemy 40
godzin swojego czasu każdego tygodnia i jeśli wszystko, co z tego
mamy to marne parę zer na koncie, to czas szukać miejsca, gdzie
będziemy docenieni. Każdy chce iść do przodu. Może jednak okazać
się, że to nie my utknęliśmy beznadziejnie, w miejscu bez
perspektyw rozwoju, ale cała nasza organizacja stoi w miejscu i goni
za własnym ogonem. Nie zapewnia nowych stanowisk, nie daje nam
nowych wyzwań – za kilka lat przegoni ją konkurencja. Czy lepiej
szukać nowej pracy, podczas gdy spółka jest w upadłości?
Oczywiście, że nie. Wykorzystajmy wrażenie prosperity, jakie
jeszcze generuje i szybko znajdzmy miejsce, które idzie do przodu.
Takie miejsca z reguły dbają też o swoich pracowników, bo wiedzą
jak dużym są kapitałem.
5. Ostatni, ale nie najmniej wazny
symptom: z zazdrością patrzymy na osoby, które dostały
wypowiedzenie.
Jeśli on występuje to mamy ostatni
dzwonek, żeby uciekać, zanim staniemy się wypalonymi,
korporacyjnymi zombie, bez perspektyw i w depresji. Pracowałem
kiedyś w takiej firmie, w której udało mi się zdiagnozować u
wszystkie wcześniejsze punkty. Pomślałem wtedy, że czas na zmianę
i podzieliłem się tą informacją z moimi kolegami. Kiedy
zobaczyłem w ich oczach zazdrość, było mi ich żal najbardziej na
świecie. Każdy z nich mógł zrobić to samo, co ja – żaden nie
zrobił. Nie doprowadzajmy się nigdy do stanu, w którym każdy
kolejny dzień jest dla nas drogą przez mękę. Praca stanowi 1/3
naszego życia, jeśli nie będziemy się w niej czuli dobrze,
przeniesiemy złe emocje na naszych bliskich i zaczniemy ich
warunkować, tak że spotkania z nami to nic przyjemnego. Nikt z nas
nie chce mieć takiego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz